Leszku, to jakie Ty masz propozycje?
Ty w sensie Leszka, nie jako członka SSPSu, czy innych organizacji...
Ja cały czas wypowiadam się jako ja. Nie prezentuję stanowiska SSPS-u. Stowarzyszenie nie wydało żadnego komunikatu na ten temat. Wypowiadam się jako ja na Forum. Wypowiadam się jako ja w gronie SSPS-u. Wypowiadam się jako ja w gronie zarządu SSPS-u.
Jaki mam pomysł? Dla większości - trudny do zrealizowania. Dla mnie - łatwy.
Proponuję odzyskać radość z kibicowania. Radość z wygranych meczów. Radość z wygranych setów. Nawet radość z wygranych piłek. Radość z tego, co się udaje. Niewiele tego do tej pory? Ale coś czasem się udaje.
Do tego nie potrzeba wroga. Wróg w niczym nie pomoże.
Jak odzyskać radość z wygranych meczów, setów czy piłek? Jak odzyskać radość do zabawy w kibicowanie, przy zabawie dorosłych chłopców w odbijanie piłki?
Istnienie wroga (np. Plińskiego w jakimś nowym wcieleniu) niewiele w tym pomoże.
Jaki jest mój pomysł? Przyjść na mecz, klaskać, śpiewać, uśmiechać się, wstawać z radości, podnosić ręce do góry i nie wstydzić się tego. W czasie meczu upuścić z siebie trochę "eksperckiego" nadęcia..
Ja nie krzyknąłbym do nieśpiewających "Śpiewać, k...!". Uśmiechnąłbym się do "zamyślonego" i choćby gestem przekazałbym, że jego pomoc jest potrzebna, że na niego liczę.
Nie znacie rzeszowskiej publiczności. Ona nie potrzebuje wroga. Nigdy go nie potrzebowała, żeby dobrze kibicować. Kiepscy z Was historycy Podpromia.
Ta publiczność budowała się radością, a nie złośliwościami wobec Plińskiego. Te złośliwości co najwyżej trochę ją zepsuły. Całe szczęście - niewiele.
Co ją zepsuło mocno? Ano to, że ktoś "nareszcie" znalazł dla niej wspólnego wroga - Kowala. I popłynęło. Na ile wykończenie wspólnego wroga przyniosło ogólną szczęśliwość? Ani na jotę. Ot, ci, którzy "nareszcie przychodzą na mecz z radością" zauważają, że tej radości wokół nich jest niewiele. "Wroga zniszczyliśmy a oni się nie cieszą". "Jest pięknie, a oni się nie cieszą".
Myślisz, Wojtku, że piszę tekst w obronie Kowala? Nie o Kowala tu idzie. Współpracowałem, współpracuję i (mam nadzieję) będę współpracował z każdym trenerem, którego zatrudni klub. Każdego krytykowałem i pewnie każdego będę krytykował, ale z każdym łączyły mnie w miarę dobre relacje. Dlaczego? Bo żadnego nie traktowałem jak wroga. Bo na Podpromiu nie pojawił się żaden mój wróg: ani w barwach Resovii, ani w barwach przeciwnika. Pojawiają się siatkarscy przyjaciele i osoby, których nie znam.
Gdy po ostatnim meczu sezonu 15/16 składałem gratulacje Pani Nowosielskiej, widziałem twarz osoby szczęśliwej. Kiedyś ona gratulowała mi (tak się złożyło). Pewnie też widziała człowieka szczęśliwego. Przeszedł mi smutek. Zrozumiałem, że teraz jej kolej.
Kiedy cieszyłem się ze zwycięstwa naszych w Akademickich Mistrzostwach Europy, cieszyła się ze mną jedna z ważnych dla współczesnej Resovii osób i powiedziała: "Zobaczysz, że wkrótce tak samo będziemy się cieszyć w naszych barwach".
Nie potrzebuję wroga, żeby cieszyć się z każdego kroku (czyli z każdej wygranej piłki) do pełni sportowego szczęścia.
Jaki jest mój pomysł? "Zarażać" innych radością, a nie zasyfiać ich lansowaniem wspólnego wroga.
Leon stwierdził, że nikt nie wstał, gdy on wyskoczył "odpowiedzieć" na radość Śliwki. Może zabrakło zwykłego gestu w stronę sąsiada? Może ten sąsiad następnym razem też wstanie? A gdy już raz wstanie, będzie wstawał za każdym razem.
To prostsze niż się wydaje. ale jednocześnie trudne. Wystarczy nauczyć się radzić sobie ze swoimi złymi emocjami. Dla niektórych - bardzo trudne, niemal nieosiągalne.