Jednak życie bywa przewrotne. Muszę Wam powiedzieć, że odzyskałem radość z takich meczów i takich zwycięstw jak wczorajsze.
Nie mam pojęcia, jakim wynikiem zakończą się najbliższe mecze (Berlin, JW), ale wiem, że będą emocje.
Nie widziałem wczoraj wspaniałej gry z naszej strony. Widziałem, że każdy nasz zawodnik włączał pełnię swoich indywidualnych umiejętności, walczył. Walczył każdy i walczyliśmy wspólnie. Po chwilach niepowodzenia (a były takie) następowała wzajemna mobilizacja, pomoc. Nawet w przegranym secie emocjonalnie nie wyglądało to źle.
Przyznaję: trochę dałem się zwariować tymi "budżetami", "kontraktami", "faworytami", trochę obrosłem pychą po latach zwycięstw, trochę dałem się zdołować ubiegłorocznym finałem. A przecież to jest sport - dziedzina, która żywi się emocjami i która bez emocji nie ma wielkiego sensu.
Wczoraj wchodziłem na halę w Radomiu i naprawdę nie wiedziałem, czy wygramy. Nie oczekiwałem, że zmiażdżymy przeciwnika. Wchodziłem, żeby przeżywać widowisko. Fajne uczucie.
Mecz z JW zapowiada się jako wielkie wydarzenie +L. I dobrze! Bo o takie wydarzenia chodzi.
Coraz bardziej przekonuję się do tego, że tylko w miarę wyrównana liga ma sens.
Ubiegłoroczna LM też była jakaś depresyjna. W grupie straciliśmy 1 seta, ale nie było czego oglądać, nie było czego przeżywać (Kraków pominę, bo to wydarzenie zupełnie innej kategorii). Tegoroczna? Owszem, 2 mecze nas ominęły (podobno się odbyły, tylko przeżywać nie było czego), ale wszystko jeszcze przed nami.
Co się dzieje z Resovią?" A co się ma dziać? Gramy.
----------------------------------------------------------
Zapomniałem dodać:
Bardzo ważny punkt we wczorajszym meczu zdobył Klub Kibica.
W II. secie, przy stanie 20:16 dla nas zagrywał Rossard. Sędziowie pokazali aut. My wrzeszczeliśmy, żeby brać czelendż. Trener sprawdził i zamiast 20:17 było 21:16. Byliśmy dobrze ustawieni.