To byl niezly mecz. Poziom emocji bardzo wysoki, momentami czulo sie ogien ze "starych dobrych czasow". Uwazam, ze te dwa wygrane sety sa sukcesem, poniewaz przez spora czesc spotaknia liczylismy na "lewe lewe loff loff". Az sie prosi, by przerobic powiedzenie klasyka, otoz: "samym lewym skrzydlem nie wygrywa sie meczow"
.
Zeby bylo jasne, nie ma glownego winowajcy za porazke. Kazdy ma swoje za uszami.
Do Trenera Kowala nie mam pretensji o trzymanie Maslowskiego w koncowce pierwszego seta, kiedy bylo widac, ze jest zagotowany. Natomiast zawalil Trener tie-breaka, gdyz podwojna zmiana Jarosz-Kedzierski, powinna pojsc od razu po wzieciu czasu, nie zas przy stanie 1-6. Nie twierdze, ze zmieniloby to znaczaco wynik (jeno moglo, acz nie musialo), natomiast faktem jest, ze po czasie stracilismy jeszcze dwa punkty.
Boleje nad zagrywka, przydalby sie ktos do pary do Rossarda w tym elemencie, natomiast inna sprawa, ze Tibo sporo tych asow zrobil przy bezpiecznym wyniku w II secie.
Lubie sobie pogdybac, ale gdyby zostal John Gordon P., to w parze ze Sliwka na przyjeciu i Tibo na ataku, ogolilibysmy Skre za 3pkt.
No nic, zyje i gra sie dalej, choc po drugim secie, nie bylo rozegrania, Tichacek nie pomagal.
Szanse na szostke sa calkiem spore, choc przed nami mecze z glownymi zainteresowanymi, z czego wiekszosc na wyjezdzie...