Argument o "sprawiedliwości" wydaje mi się dość wątpliwy:
1. Nie widzę niczego niesprawiedliwego w play-off 8 zespołów. Sprawiedliwość tego systemu polega na tym, że 1. gra z 8., a nie z 2. Na dodatek lepszy w RZ ma potencjalnie więcej meczów u siebie. To dużo.
2. Siatkówka jest z zasady "niesprawiedliwa", bo można zdobyć więcej punktów niż przeciwnik, ale przegrać mecz. "Sprawiedliwa" siatkówka (np. mecz "do zdobycia 75 punktu, z dwoma punktami przewagi) byłaby okropnie nudna. Jakoś (całe szczęście) nie słyszę głosów oburzenia o "niesprawiedliwości", że przegrało się mecz 1:3 (-23, -23, 17, - 23), choć powinno się taki mecz uważać za wygrany 94:92. Podział na sety jest niesprawiedliwy, ale życiodajny, bo kto wytrzymałby tasiemca "do 75. punktu"?
Nie ma się co oszukiwać: najlepszą widownię (i na trybunach, i przed tv) miały mecze fazy play-off. Ta faza powinna być oczkiem w głowie władz ligi.
Pomysł obecnego systemu wziął się z NFL. Tam też 2 najlepsze kluby wchodzą do półfinału, a cztery walczą o półfinał. Tylko, że futbol amerykański to gra, w której organizmy sportowców są eksploatowane na zupełnie innym poziomie. Tego nie da się porównać nawet do piłki ręcznej, nie mówiąc już o innych grach. Na dodatek gra się tam jedynie z zespołami ze swojej "dywizji" oraz z wyznaczonymi(!) przez władze ligi, czyli nie ze wszystkimi. I jakoś nikt nie narzeka na "niesprawiedliwość" takiej decyzji administracyjnej. Może dlatego, że w USA zdobywca srebra jest traktowany nie jako wicemistrz, ale jako pierwszy przegrany.
`
Panuje dziwne przekonanie o "sprawiedliwości" systemu "ligowego". A co w nim takiego sprawiedliwego? To, że Zaksa przegrała z Resovią oba mecze, ale to Zaksa jest mistrzem? Jaki to z Zaksy mistrz, skoro jest ktoś lepszy od niej (Resovia)? Jaki to mistrz, skoro nie umiał wygrać z Resovią?
W sezonie 13/14 Resovia wygrała rundę zasadniczą, ale przegrała finał. Wtedy nikt nie pisał o "niesprawiedliwości" takiego systemu rozgrywek. Nikomu do głowy nie przyszło żalić się na "niesprawiedliwość. I słusznie, bo rozgrywki były sprawiedliwe i atrakcyjne. I o to w tym wszystkim chodzi.
Najbardziej sprawiedliwy jest system pucharowy, bo tam zespół, który przegra - odpada. Przecież przegrany nie powinien być mistrzem, bo przegrał. Niestety, system pucharowy byłby zabójczy dla klubów (niektóre rozegrałyby tylko jeden mecz w sezonie), więc wymyślono "niesprawiedliwy" system "ligowy".
Dawniej w europejskich pucharach, po wygranej u siebie 3:0, wystarczyło wygrać na wyjeździe 1. seta i było po meczu. Na Podpromie przyjechało Trentino, ale mecz zakończył się po 1. secie. To było zabójcze dla transmisji telewizyjnych, bo resztę meczu nawet kamery przesypiały. Teraz ("niesprawiedliwie") trzeba wygrać co najmniej 2 sety, więc mecz kończy się najwcześniej za godzinę. Emocje trwają co najmniej godzinę. Może jest to niesprawiedliwe, ale dla siatkówki życiodajne.
Zostawmy zatem na boku źle rozumianą "sprawiedliwość" i powróćmy do atrakcyjności ligi. Powróćmy do (co najmniej) ośmiu pełnych hal w ćwierćfinale.
Historia pokazuje, że nikt nie odpuszczał RZ po to, żeby zaczaić się na play-off. Skra i Resovia odpuściły RZ 12/13 po to, żeby wpaść na siebie w ćwierćfinale? Absurd.
Dotyczy to także spadków. W jaki sposób spadki ożywiły nasz system rozgrywek? Bo Szczecin wygrał z JW? Radomiowi i Lubinowi nie groził ani spadek, ani awans, ale urwali punkty Warszawie. Spadki raczej szkodzą poziomowi ligi, bo słabeusze nigdy nie budowali jej poziomu. Poziom ligi budowały Skra, Resovia, Zaksa, JW, do niedawna Gdańsk, od niedawna Onico, a nie Piła, Wieluń czy Bielsko.
Naprawdę warto się wyzwolić z piłkarskich wzorców. Dla siatkówki mogą być one zabójcze.