Oczywiście, że na tej liście powinno być wielu graczy, ale...z biegu wymieniłem tylko tych, którzy na szybko (posta pisałem w pracy i szef mi niemal patrzył na klawiaturę
) przyszli mi do głowy.
Absolutnie Paweł masz rację. Słynny przecież Józiu Janicki to ikona przynajmniej trzech pokoleń Resoviaków. Zawodnik długowieczny. Bardzo późno kończył karierę, a w zasadzie...nie mógł się z piłką rozstać. Solidny gracz. Każdy, kto naraził się wieloletniemu kapitanowi Reski miał potem ciężkie życie na boisku. Józef nie odpuszczał.
Pamiętam taki mecz Resovii...z Ursusem Warszawa. Był w tymże Ursusie pomocnik, który grał bardzo ostro...wręcz brutalnie. Od początku II połowy już był na Józia celowniku. Janicki polował na niego niemal w każdej sytuacji. Ok. 70 min. nastąpiło...trafienie. Chłopa znieśli z boiska. Nie było litości. Do tego wykonanie było perfekcyjne, bo nasz kapitan dostał tylko żółtą kartkę.
Mecz był nudny, jak cholera, ale to, co działo się po zniesieniu tego delikwenta rozbawiło "cała trybunę" do łez. Masażyści opatrywali nieszcześnika po drugiej stronie boiska. Okazało się, że potrzebna będzie karetka. Niestety na stadionie jej nie było. Masażysta pobiegł więc wezwać pomoc. Ony nieszczęśnik w tym czasie, z zabandażowaną nogą próbował przedostać się w kierunku własnej ławki rezerwowych (wtedy "buda rezerwowych" była jeszcze od strony trybuny). Nie dał rady. Przewrócił się. Na co pijany w sztok kibic, na cichej wtedy trybunie, bo mecz nudny, jak cholera
(było słychać tylko szelest dziubanego słonecznika): ooo...dętka pękła! (przypominam, gramy z Ursusem).
Nieszcześnik leży, a po 5 min. na stadion wjeżdża suka milicyjna zamiast karetki pogotowia. Na to ten sam zalany w pień kibic...ooo...qwa, pomoc drogowa przyjechała...
Pamietającym tamte czasy nie muszę pisać, jaką popularnością cieszyły się wtedy żarty dotyczące władzy. Cała trybuna ryknęła salwą śmiechu.
Mecz wygraliśmy 2-1