Vaapu, pewnie, że masz rację. Problem polega na tym, że o ile w pracy mogę sobie pozwolić na "bezsensowne stukanie w klawiaturę" (robię to w przerwach na relaks, bo faktycznie relaksuje mnie to), o tyle... Taka praca, że człowiek nie zna dnia ani godziny. Nawet nie wiesz ile się muszę nagimnastykować intelektualnie, żeby nie kłamiąc (a w pracy nie kłamię) móc być na każdym meczu na Podpromiu. Właściwie to opuściłem tylko jeden mecz: 27 kwietnia 2007r. play-off z AZS W. (nie zdążyłem wrócić na czas z Katowic z powodu remontu "czwórki").
Mam jakiegoś pecha do zaplanowanych wyjazdów. Chciałem jechać na Węgry i wszystko poukładałem na środę, a okazało się, że mecz będzie w czwartek. No i wyjazd szlag trafił. Do Berlina... no i uszczęśliwiono mnie robotą. Nawet jak zapisałem się na wyjazd do Kędzierzyna na mecz o brąz, to wykolegowano mnie z autobusu
i musiałem dojechać samochodem. Wyszło na dobre, bo dowiozłem dwoje dodatkowych kibiców i brąz wykrzyczeliśmy.
Ale... wolę już nic nie planować. Życie samo stworzy okazję.
Po złoto do Bełchatowa z pewnością dojadę. Nawet gdybym miał jechać rowerem i przesiadać się na narty wodne.
Oglądanie meczu w tv to tylko namiastka, kiepska "proteza". Prawdziwe przeżycie gwarantują tylko kapitalne trybuny. Nie robię sobie żartów i nie kpię: ja naprawdę czuję się zaszczycony, że mogę kibicować z tak wspaniałymi ludźmi jak członkowie KK Resovii. To dzięki Wam uczestnictwo w meczach o 7 miejsce w lidze było tak samo dużym przeżyciem jak walka o medale. To dzięki wam wiem, że kupię karnet na przyszły rok nawet gdyby Resovia miała walczyć tylko o utrzymanie się.
Jeśli Zeus pozwoli na PP albo pojadę, albo dojadę. Tylko ten Zeus coś mocno kapryśny. Zobaczymy.