Tylko, że zawód sportowca polega na graniu. Na tym się zarabia pieniądze. To nie jest ani przedszkole, ani sanatorium. Można nie grać i nie zarabiać pieniędzy. Wybór należy do zawodnika.
Jeśli zawodnik nie powie, że go boli, jeśli lekarz nie wykryje, to zawodnik będzie grał. I co w tym niezwykłego?
Teraz Mika wybrał granie w klubie i niegranie w reprezentacji. Wcześniej wybrał granie w reprezentacji, ale (jak widać dziś) nikt na siłę go do reprezentacji nie wciągał. Zwykły wybór dorosłego człowieka. Zaryzykował walkę o medal olimpijski. Nie wiem, czy dla sławy, czy dla dożywotniej renty, bo to dziś nie ma znaczenia. Nie udało się.
Niezły siatkarz może zarobić w ciągu 10 lat kariery 10.000.000 zł, ale może i 1.000.000 zł, a nawet zaledwie 500.000 zł. Młodemu, który nie gra w reprezentacji, trudno wynegocjować 200.000 zł za sezon, więc ryzykują. Co w tym niezwykłego? Ty byś nie zaryzykował?
Trener ma go nie powołać, bo w gazetach pisali, że ma uraz?
W gazetach napisali, że grał na blokerze, ale jakoś nikt nie potępia Pawlika, że nie odesłał go do domu. I co? "Dobry Pawlik i zły Daszkiewicz"?
Po co kontuzjowany Mika grał w finale MP? Przecież mógł się leczyć.
To są dorosłe wybory dorosłych ludzi. Dla sportowca zwykłe ryzyko, ale trzeba pamiętać, że zawód sportowca jest zawodem olbrzymiego ryzyka. I dla zawodnika, i dla klubu, który go zatrudnia. Obie strony to ryzyko znają, a przynajmniej powinny znać.
Przestańmy niańczyć dorosłych chłopów. I przestańmy ich potępiać, jeśli dla reprezentacji nie padną trupem.
Teraz wychodzi, jakim łajdactwem było gwizdanie na Wlazłego. Parę lat upłynęło, ale trzeba o tym przypominać. Choćby po to, żeby się nie powtórzyło. "Zły Wlazły i dobry Ziobrowski"?
Bo czyżby reprezentowanie Polski w kategorii U-23 nie było zaszczytnym obowiązkiem? Nie warto paść trupem dla ojczyzny?