Bo na tym polega "eksperctwo" w naszym (polskim) rozumieniu. "Jeśli nie narzekasz, to znaczy, że się nie znasz".
Podobnie jest w lidze: zamiast z meczu ligowego robić widowisko, gadamy o błędach, "słabym poziomie meczu", "braku organizacji gry,...
Graliśmy kiedyś Puchar Polski (bodajże) w Bydgoszczy z Bydgoszczą. Achrem i Antiga wykonali po jednym, identycznym ataku. Komentarz był taki:
"Szczęsliwy atak Achrema: piłka po bloku wychodzi na aut",
"Znakomity atak Antigi: piłka po bloku wychodzi na aut".
Nie chodzi mi o eksponowanie "poczucia krzywdy". Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w obu sytuacjach zdecydował przypadek - piłka równie dobrze mogłaby wylądować w boisku. Chodzi mi bardziej o nastawienie komentatorów do meczu, pewien nie dający się ukryć, wysoki stopień, humorzastości i stronniczości, który powoduje, że liga przestaje być nasza, przestaje być dobrem wspólnym.
ME były nasze, dopóki grała w nich Polska. Po środzie przestały być "nasze" i stały się obce. A przecież są to mistrzostwa w naszej grze. W grze, którą chcemy propagować.
Po meczu Polska - Słowenia kolega powiedział do mnie, że "Jeśli w meczu z Danią Lewandowski strzeli 3 bramki i mecz wygramy, to będzie marketingowy i medialny koniec siatkówki w Polsce". Nie cieszę się z porażki Polaków z Duńczykami, ale ta wypowiedź ugruntpwała we mnie świadomość, w jak trudnej sytuacji jest polska siatkówka i ile wysiłku musimy wkładać w jej istnienie na przyzwoitym poziomie.
Docierają do mnie opinie, że "niepotrzebnie graliśmy na Narodowym, bo przez ten cyrk na naszych zawodnikach ciążyła presja". Dziwne, że w 2014 roku ta "presja" w niczym nie przeszkadzała. A przecież była to jedna z nielicznych okazji, żeby się zaprezentować tak szerokiej publiczności. Wyniku nie zagwarantuje ani czas, ani miejsce rozgrywania meczu.
Od lat dziwię się władzom Polsatu, że zatrudniają ludzi, którzy psują im produkt. "Królem" tego psucia jest Papa Jarosz, ale i pozostali eksperci (z wyjątkiem Mazura i Ignaczaka) mocno się do tego psucia przyczyniają.