Jak na drużynę bez trenera, bez libero (bo co to za libero, który w pięciosetowym meczu broni jedną piłkę, na dodatek lecącą prosto w niego?), bez atakującego (oddycha rękawami i na 8 zagrywek 5 wali w siatkę) i z dziurą w środku przez połowę meczu, osiągnęliśmy już całkiem niezły wynik.
Dochodzę do wniosku, że trenerem reprezentacji może być byle kto i nie będzie to miało żadnego wpływu na wynik.
Refleks "trenera" przypomina refleks Andrzeja Kowala: albo samo się wygra, albo się nie wygra, ale zrobić cokolwiek, żeby wygrać seta to już jest pozostaje poza mocą trenera. Trener, który w trakcie meczu jest zwykłym gapiem (ewentualnie słuchaczem statystyk) może pozwoliłby poprowadzić mecz komuś innemu? Np. wylosowanemu ochroniarzowi.
Bo i po co nam trener? Zestawić graczy według gazetowych rankingów? Trzymać fatalnie grającą drużynę na parkiecie, bo "być może nastąpi przełamanie"? Do dokonania zmian, gdy już jest po meczu? Do tego, żeby uśmiechać się, gdy trzeci raz pod rząd walimy zagrywką w siatkę?
No to teraz czekam na losowanie. Myślę, że będzie ono dla nas korzystne.
To, że w reprezentacji nie ma komu meczu oglądać, a trener żyje złudzeniami (wbrew obrazowi gry) przebolałem już w meczu z USA. Najgorsze jest to, ze w sezonie klubowym czeka mnie to samo. Jedynym pożytkiem takiego trenerowania może być powierzenie trenerowi obserwacji górnej taśmy: może coś wyłapie. Antigę nawet to przerasta. Oby Andrzeja Kowala nie przerosło.
Nie wiem, czy zostaniemy mistrzami świata, czy też skończymy na 6. miejscu, ale warto poszukać dla kadry trenera z prawdziwego zdarzenia, bo na kolejnym poważnym turnieju już tyle farta nie będziemy mieć.