Kibice powinni mieć decydujący wpływ na klub. Jednym z najważniejszych elementów wpływu jest aspekt ekonomiczny.
Nie ma darmowych obiadów. Za każdy obiad ktoś musi zapłacić. Dziś płaci głównie Góral. Fajno jest zjadać obiadki fundowane w ponad 50% przez Górala. Jak wyglądałyby obiadki bez tej dotacji? Biedniej. Pewnie niewielu chciałoby je jeść, a więc obiadki wyglądałyby jeszcze biedniej. Chcesz zjeść porządny obiad? To się do niego dorzuć i nie zrzędź, że "aż tyle muszę dopłacać". Nie pasują Ci obiady w Rzeszowie? Są za mało dotowane? To jedź do Jastrzębia. Tam dotują więcej.
Tylko przejmowanie coraz większej części odpowiedzialności finansowej przez kibiców jest gwarancją stabilności klubu. Zmusza do liczenia się z opiniami kibiców i do dbałości o nich.
Nie oszukujmy się, dziś los Resovii zależy od decyzji jednego człowieka. Ta decyzja może być podyktowana sytuacją finansową przedsiębiorstw Górala, jego dobrym sercem, ale także jego kaprysem. Wsparcie finansowe Górala jest niezbędne, ale jednocześnie jest niezdrowe. Powoli (bo terapia szokowa mogłaby okazać się śmiertelna) powinniśmy dochodzić do pełni zdrowia.
Ten problem nie dotyczy wyłącznie Resovii. Radość z tanich biletów i karnetów może się okazać radością krótkowzroczną.
I co z tego, że w Częstochowie jest tanio? U nas może być jeszcze taniej. Tylko do czego to prowadzi?
Podobno piłkarska Resovia ma w Rzeszowie wielu zwolenników. Ja myślę, że przede wszystkim ma wielu krzykaczy. O ile się nie mylę, rok temu została zdegradowana, bo zabrakło 200.000 zł na długi. A przecież wystarczyło, że 2.000 kibiców zrzuci się po 100 zł. Sam, mimo że losy piłki kopanej są mi obojętne, dołożyłbym się do takiej akcji, z czystej solidarności dla wspólnych barw i nazwy. Jakoś nie było chętnych. Deklarowana "miłość do Resovii" okazała się mniej warta niż 100 zł. A przecież miłość wymaga wyrzeczeń. Tych finansowych też.
Tak więc może skończmy z narzekaniem na nasze wyrzeczenia. Jeśli obiad kosztuje 100 zł, a ja, żeby go zjeść, muszę zapłacić 25 zł, to nie będę zrzędził, że za kolejny (o tej samej wartości) muszę zapłacić 30 zł. Jeśli będą oczekiwać, że za taki obiad muszę zapłacić 70 zł, zacznę się zastanawiać, czy muszę jeść takie drogie obiady i czy ich koszty nie są aby zbyt duże? Przy 30 zł jeszcze nie będzie mnie to obchodzić, mimo że wiem, że w barze obok jest mielony z ziemniakami po 15 zł. Tylko jaki to bar i jaki to mielony?