Przepraszam, musimy wygrać 3:0, żeby być wyżej niż Skra. Co nie zmienia sytuacji, że znów wszystko(!) zależy od nas. Tylko który to już raz z kolei?
Nie ma co "szlag trafiać". Lepiej żeby nie było już nadziei? W czym taki stan byłby lepszy?
Może nareszcie będziemy uprzejmi walczyć o każdy punkcik, ten mały? Bo o walce o duży punkt to nie ma co wspominać. Nawet przegrany set staje się naszą porażką. Ile to szczęście ma nam pomagać, skoro my szczęściu nie zechcemy pomóc, tylko prowadzimy jakieś durnowate, wewnętrzne rozgryweczki?