Sport ma to do siebie, że różne cuda się zdarzają, więc może się zdarzyć, że bez "wyrobników" wygra się LM. Historia jednak uczy nas tego, że jeszcze niczego nas nie nauczyła.
Trento z "wyrobnikami" (Juantorena, Kazijski, Winiarski, Grbić i inni), Biełgorod z "wyrobnikiem" Grozerem, a ostatnio Zenit z "wyrobnikami" (Leon, Anderson, Salparow i inni).
Jeśli przypomnę, że to "wyrobnicy": Grozer, Achrem i Lotman i Tichacek wynieśli nas na polskie szczyty...
Cenię zjawisko "utożsamiania się z klubem", ale żeby się z klubem utożsamiać, trzeba dostać od klubu szansę.
Przypomnę fragment skeczu Laskowika i Smolenia ("Z tyłu sklepu warzywniczego") - wywiad z Panią Pelagią:
"Z zakładem jesteśmy bardzo związani, zwłaszcza przez Kasę Zapomogowo - Pożyczkową".
W czym tkwi problem "związania", "utożsamiania się"?
Nie oszukujmy się. I Masłowski, i Lemański dostali godne pieniądze. Na dużo większe trudno im liczyć, bo (z całym szacunkiem dla ich klasy) nie grają na pozycjach, na których można zarabiać 500.000 euro za sezon. Jeśli przytrafi nam się atakujący czy przyjmujący, który będzie chciał się utożsamiać z klubem, to musimy się modlić, żeby nie stał się zawodnikiem klasy światowej. Dlaczego? Bo za chwilę nie będzie go w Resovii.
Dziś Pablo odmawia Grozerowi sentymentu do Resovii, bo nie chciał u nas dalej grać za 300.000 euro, gdy Biełgorod dawał mu 600.000 euro. Chciał grać za 350.000 euro.
"Utożsamianie się" ma swoje finansowe granice, bo to jest(?), a raczej powinien być, zawodowy sport.
Jeśli chcemy, żeby zawodnicy klasy światowej, których się dorobimy albo których pozyskamy, utożsamiali się z klubem, to musimy dać im szansę na zarabianie pieniędzy adekwatnych do ich klasy. W innym przypadku będziemy może mieć światowej klasy środkowych i libero, ale przyjmujących, atakujących i rozgrywających...
No cóż, przysłowie mówi, że i ślepa kura dziubnie czasem ziarnko, więc nadzieją zawsze będzie, zwłaszcza, że "kura" stosunkowo dużo widzi. Coś ze 40 lat mamy w Polsce tę nadzieję. Skra nawet się do niej zbliżyła i miała piłkę meczową. Szkoda, że Mariusz Wlazły spartolił najważniejszą zagrywkę w swojej klubowej karierze. Leon by pewnie nie spartolił. Na dziś taka jest różnica pomiędzy "utożsamiającym się" a "wyrobnikiem": nie trafiło się to ziarnko.