Stało się coś, co w sporcie jest piękne.
Stało się coś, co wymyka się wszelkiemu eksperctwu - polski atak zza pleców faworyzowanych Rosjan, Amerykanów, Francuzów i Serbów. Zdekompletowana kontuzjami Brazylia też nie była pewniakiem do finału, ale z nią każdy się liczył. Polska była "wymarzonym" przeciwnikiem dla Bułgarów, Serbów, Włochów i Amerykanów - nie licząc Bułgarów, pozostali podobno kombinowali, żeby wpaść na nas. No i wpadli, a zaraz później wypadli.
Czy spodziewałem się mistrzostwa? W sporcie kibic spodziewa się zawsze wszystkiego najlepszego, ale często spodziewa się tego sercem. Siatkówka nauczyła mnie koncentrowania się na najbliższym meczu, a nawet na najbliższym punkcie. Czekałem na najbliższy mecz. Nie czekałem na medal. Czekałem na wygraną z Iranem, później na wygraną z Bułgarią, później na wygraną z Argentyną. Po meczu z Argentyną liczyłem punkty. Po meczu z Francją też liczyłem punkty.
Podobno Serbowie podłożyli się nam, żeby wyeliminować Francuzów. Nie obchodziło mnie to. Obchodziło mnie to, co się działo po naszej stronie siatki. A działo się co najmniej dobrze - na naszą zagrywkę postawa Serbów nie miała żadnego wpływu.
W kolejnej fazie Serbowie znów mogli sobie pozwolić na porażkę z Polską. Czy sobie pozwolili? Czy chcieli "pozbyć się" Włochów? Nie mam pojęcia i nie obchodziło mnie to. Znów dobrze było po naszej stronie siatki. Coś się wtedy zbudowało, bo set z Włochami (reszta meczu to był sparring) okazał się prawdziwą, "niekombinowaną" demolką.
Gdyby przed półfinałem ktoś mnie zapytał "Czy 2 najbliższe mecze można wygrać jednym zawodnikiem w ataku?", popukałbym się w czoło. Okazało się, że można - mieliśmy Kurka. Grał cały zespół, ale atakował Kurek. To nie miało prawa się udać, ale się udało.
Cieszę się, że Bartkowi się udało. Tytuł MVP mistrzostw wywalczył w półfinale i finale - w najważniejszych meczach turnieju.
Do MŚ'14 przystępowaliśmy poobijani. Wtedy mieliśmy szczęście zbudować się pierwszym meczem turnieju - wielkim meczem z Serbią na Stadionie Narodowym.
Do MŚ'18 też przystępowaliśmy poobijani. Tym razem na wielki mecz musieliśmy poczekać, a jak już doczekaliśmy się go (pierwszy mecz z Serbią) próbował skiepścić nam go cały świat marudząc o "podłożeniu się" Serbów. Myślę, że zawodnikom nikt tego nie skiepścił, że oni czekali na kolejny mecz już ufając własnym siłom.
To mistrzostwa świata określiłbym jako "mistrzostwo z cicha pęk".
Chwilo, trwaj!