Oczywiście, że każdy ma prawo kochać "Symfonię Pierdnięć Ranionego Węża". Ja mogę co najwyżej współczuć miłośnikom takiej muzyki.
Widzisz, Szanowny WiggyWombat, znam np. miłośników walca, tanga i mazura. Oni kochają swoje tańce, ale nie żądają by dyskotece odgrywano mazury. Szanują pewien "obyczaj miejsca". Nie dostrzegam niczego złego w graniu mazura w dyskotece i odbycia w niej tanecznych pląsów, opartych na wielowiekowej tradycji. Jednak narażanie stałych bywalców dyskotek na dźwięki mazura uważałbym za nietaktowne.
Człowiek tym różni się od jelenia na rykowisku, że wydaje z siebie dźwięki artykułowane a rytmy uporządkowane i nie poddaje się wszelkim odruchom fizjologicznym w każdym miejscu i każdym czasie. Człowiek to także pewna kultura: inna w knajpie, inna w filharmonii, inna na stadionie piłkarskim, inna w hali siatkarskiej, inna w Rzeszowie, inna w Bełchatowie, inna w Teheranie, inna w Amsterdamie. Jeśli w Bełchatowie jest zgodne z obyczajem pierdzieć wuwuzelą i nie używać bębna, niech wszyscy pierdzą do woli i ku swojej satysfakcji, a bębnów niech nie wpuszczają. Jeśli w Rzeszowie pierdzenie nie jest mile widziane, trzeba ten zwyczaj uszanować.
Można to zrobić bez wyrzekania się swojej miłości do pierdzenia wuwuzelą.