1. W tej chwili już nic nie jest nam w stanie zaszkodzić w przygotowaniu do F4. Za późno odpadniemy/nie odpadniemy z walki o mistrzostwo Polski, więc nie przestawimy Kurka na przyjęcie. Jeszcze tydzień temu był na to czas, ale nie podjęliśmy takiej próby, więc trzeba się przygotowywać z Kurkiem na ataku. Zmniejsza to nasze szanse, ale i tak nie jesteśmy ich pozbawieni.
2. Skoro nie przestawiamy Kurka, walka o mistrzostwo Polski w niczym nam nie przeszkadza. I tak musimy grać dobrze w takim składzie, w jakim do tej pory graliśmy źle. A do dobrego grania potrzebny jest jakiś przeciwnik, któremu też chce się dobrze grać. Bo granie bez przeciwnika w dobrym graniu nam nie pomaga.
3. Fascynacja siatkówką jest zajęciem równie bezsensownym jak picie alkoholu, palenie marychy czy przebieranie się za Batmana. Jest tylko mniej szkodliwa od alkoholu i marychy. Przebieranie się za Batmana też nie jest szkodliwe. Ani krowy się od tego lepiej nie doją, ani kury nie dają więcej jaj. Ot, przebywasz przez chwilę w innym świecie, w którym obowiązują jakieś inne zasady radości, smutku, uczuć i emocji. Pożytek? Jaki pożytek? Co za różnica, czy wrzuci się coś do kosza na śmieci centralnie czy niecentralnie? Byle trafić do kosza na śmieci. A jak się nie trafia, to trzeba zrobić większy kosz. Są jakieś praktyczne pożytki z grania w siatkówkę? A może jakieś rewolucyjne dla ludzkości przemyślenia?