Jestem zwolennikiem play-off 1-8. To angażuje przynajmniej 9-10 klubów niemal do końca sezonu i uaktywnia kibiców drużyn ze środka tabeli. Średnio wierzę (a właściwie nie wierzę) w motywację "bronimy się przed spadkiem". Tegoroczne mecze Bydgoszcz - Częstochowa obserwowało w Bydgoszczy 950 i 600 osób (w Częstochowie było coś około 1.600).
Przyznaję, że mecze 1-8 i 2-7 nie rodzą zbyt wielu emocji i ostatnie 15 lat to była zwykła formalność (wyjątek to sezon2002/3 Jastrzębie-Olsztyn). Nawet rywalizacja 3-6 raczej nie przynosiła niespodzianek.
Bardzo zależy mi na uaktywnieniu kibiców klubów "środka tabeli", bo obserwuję tu pewien "odpływ" - dla mnie zjawisko groźne dla całej ligi.
Jeśli ćwierćfinały miałyby się toczyć do 3 wygranych (a powinny), warto rozważyć system:
- pierwszy mecz u "silniejszego"
- drugi i trzeci mecz u "słabszego"
- kolejne(?) u "silniejszego".
Dla kibiców klubów 1-3 dwa pierwsze mecze u siebie są średnią atrakcją. Raczej nie ma na trybunach tłumów. Wystarczy im jeden. Natomiast kibiców klubów 6-8 dwa mecze u siebie powinny uaktywnić, bo nawet przegrana w pierwszym meczu nie pozbawia ich zespołu szans na awans. Daje im też pewność "organizacyjną", bo wiadomo, że drugi mecz i tak się odbędzie. Granie dwóch meczów u "silniejszego" stwarza trochę zamieszania organizacyjnego (nie ukrywam, że także dla kibiców-"wyjazdowiczów"), bo czwarty mecz (na wyjeździe) albo się odbędzie, albo się nie odbędzie.
Zdaję sobie sprawę, że dla "silnych" taki system jest bardziej ryzykowny, ale sport żywi się sensacjami (oczekiwaniem na sensację) i w gruncie rzeczy, jeśli nie patrzeć przez pryzmat jednego sezonu (a na tym bardzo mi zależy, bo to zmusza do bardzie długofalowego planowania), przyniosłoby to pożytek całej lidze, bo uatrakcyjniłoby ją. Liga tego potrzebuje.
Mecze 4-5 to i tak (zwykle) zacięta walka, więc na dobrą sprawę bez różnicy gdzie się gra.
Półfinały i finały w takim systemie byłyby bardzo atrakcyjne.
-----------------------------------------------
Ćwierćfinały tylko dla zespołów 3-6 powodują, że albo trzeba je rozgrywać na "łapu capu", albo zespoły 1-2 miałyby bardzo długą przerwę w rozgrywkach. Ten pomysł zaczerpnięto z NFL, ale tam rozgrywa się tylko jeden mecz. W siatkówce nie bardzo się to sprawdzi. Jeśli musi się szukać "oszczędności czasowych", to już lepiej zaryzykować tylko jeden mecz finałowy, na "neutralnej" hali (na to chyba zabraknie odwagi, więc tylko tak rzucam).
-----------------------------------------------
Warto spojrzeć na system rozgrywek z perspektywy dobra całej ligi, a nie doraźnych interesów i zagrożeń poszczególnych klubów. W dłuższej perspektywie to powinno się opłacić. Wiem, że to trudne, bo... no powiedzmy, że "personalia są jakie są", ale trzeba stopniowo przebijać się przez pewien egozim poszczególnych klubów.