Siatkówka nie jest sportem, w którym jeden napis na koszulce zapewniałby byt klubowi. Pół miliona złotych to spora kwota, która zostanie w klubie. Nie wiem, czy jest to jedyna korzyść z naszej współpracy z Krakowem. Myślę, że nie.
Ja też bym wolał być piękny, bogaty i zdrowy. Niestety, bogaty nie jestem, a i zdrowie coraz częściej kuleje.
Resovia nie zmienia siedziby i, ciągle mam taką nadzieję, kolejny F4 także zorganizuje w Krakowie, ponieważ będzie się cieszyć ogromną popularnością.
Ta współpraca (Resovii, Rzeszowa i Krakowa) może przynieść dobre owoce. Może kiedyś rozegramy tam ostatni mecz finału +L? W końcu 10.000 osób (karnetowiczów odliczyłem, bo oni nie zapłacą), które zapłacą 100 zł za bilet to 1.000.000 zł wpływu do kasy Resovii. Z jednego meczu! Jeśli przy tym nie trzeba będzie płacić 300.000 zł za wynajęcie hali...
Doszła mnie również plotka, że podobno jest taka koncepcja w CEV, by Kraków był stałą areną rozgrywania F4 LM. Ta koncepcja usatysfakcjonowałaby tych, którzy oczekują "sportowego awansu do finału", a my mielibyśmy "pod nosem" każdy siatkarski finał. Czy to się uda? Będzie trudno. Ale jeśli Resovia może takiemu przedsięwzięciu pomóc... Same korzyści.
Polską wadą jest brak chęci do współpracy. Każdy sobie rzepkę skrobie, a moja chata z kraja. A przecież ten finał może być wspaniałym przykładem współpracy dwóch polskich miast i dużej korzyści dla obu miast.
Toczę dyskusje z Leonem na temat "promowania miasta". Podobno nie przynosi to żadnej korzyści, więc o co chodzi? Widocznie Krakowowi przynosi. Bo Resovia jest klubem ze stolicy województwa podkarpackiego i stolica ma obowiązki wobec mieszkańców miasta i województwa, ale dlaczego krakowski podatnik miałby za bezdurno "płacić" za napis na koszulce obcego klubu, z obcego miasta i obcego województwa pół miliona złotych? Jeśli ktoś nie wierzy w sens współpracy, to niech się raduje, że udało nam się "zrobić w balona" krakusów na pół bańki. Obrotni jesteśmy.