Mieliśmy wszystko w swoich rękach. Na 8 setów zagranych w Rzeszowie tylko w jednym nie mieliśmy przewagi (1. 16:13, 4. 22:20, 5. 9:5 i 17:14, 7. setowa w górze, 8. 9:6 i 26:25) pozwalającej na zwycięstwo. I to wszystko jakoś się rozłaziło. Zabrakło determinacji, zabrakło "zęba" w walce, całkowicie zabrakło obrony, za którą odpowiedzialny jest każdy(!).
Wszyscy podkreślają budżety, choć na dobrą sprawę nikt tych budżetów nie zna i nikomu się ich nie chce sprawdzić. Krążą jedynie jakieś legendy.
Od początku sezonu było wiadome, że mieścimy się w grupie 4 klubów (Warszawa, Olsztyn, Lubin, Radom), które będą walczyć o "szóstkę". Zaksa, Skra, Gdańsk i JW były kadrowo mocniejsze. Kontuzje spowodowały, że z "naszej" grupy stosunkowo wcześnie wypadły Lubin i Radom. Zawirowania, nazwę je "towarzyskimi", spowodowały, że do "naszej" grupy spadł JW.
Dziś jesteśmy rozgoryczeni, bo nie udało się awansować do "czwórki", a "było tak blisko".
Jeśli pominąć dywagacje "Kto za to odpowiada?" (moim zdaniem nie mają sensu, ale nie przekonam Was do mojego zdania), od początku wyglądało to źle. Mną "tąpnęło" w 2. kolejce, podczas meczu w Bielsku. Wyglądało to tragicznie i od tamtej pory liczyłem tylko na cud. Nie dopuszczałem do głosu swojego pesymizmu, bo w niczym by to nie pomogło, ale tylko cud mógł sprawić, że coś osiągniemy.
Nie skompromitowaliśmy się, nie odpuściliśmy walki o "szóstkę", po ciężkim boju z Będzinem wykorzystaliśmy szansę, jaką dał nam los i to jedyny sukces, jaki udało się osiągnąć.
Przyjdę na mecz (mecze?) z JW. Będę kibicował, ale nie oczekuję zwycięstwa. Obiektywnie rzecz biorąc potrzebujemy porażki, żebyśmy nie musieli się wycofywać z CC. Niech to zrobią inni. Lubię mecze z "egzotycznymi" przeciwnikami, ale dla dobra klubu pogodzę się z brakiem takich meczów. Ma być tanio, to niech będzie tanio.
Jedyny pożytek z tego sezonu, to definitywne (mam nadzieję) pożegnanie mrzonek o powrocie do lat 70-ych. Do tych czasów nie ma powrotu. Nie tak wygląda współczesny, zawodowy sport. Tego nie ma w żadnej grze zespołowej. I tego już nie będzie.
Piłka nożna żywi się w dużej mierze transferami, więc w pewien sposób opłaca się w niej szkolenie młodzieży, inwestowanie w młodych przez zawodowe kluby. W innych grach jest to bezsensowne.
Po sezonie we Francji nie chciał wracać Mika. Po sezonie w Olsztynie nie chciał wracać Śliwka. Lemański pytany o to, czy chce grać w Resovii do końca kariery, odpowiada "Nie". Dlaczego? Darujmy sobie przez chwilę odpowiedź "Przez Kowala". Za chwilę ta odpowiedź okaże się nieprawdziwa. Oni wszyscy natychmiast "przeproszą się z Kowalem", gdy tylko okaże się, że nie mają już szans na wielkie granie. Dopóki szukają wielkiego grania, Resovia będzie jedynie etapem na drodze do prawdziwej kariery. Tak jak u Grozera, czy u Ivovicia, a nawet jak u Kurka w roli atakującego (jemu akurat w dalszej drodze nie wyszło). "Się przyjmie z powodu braku lepszych ofert".
Mądrość życiowa nie polega na zauważeniu Grozera i Schmitta, Achrema i Perrina, Redwitza i (tu daruję sobie jeszcze "przeciwstawne" nazwisko). Zauważyć tych zawodników jest stosunkowo łatwo. Mądrość życiowa polega na odróżnieniu Grozera od Schmitta, Achrema od Perrina i Redwitza od ... Czas wszystkich tych zawodników przemija. Są w mojej wypowiedzi tylko przykładem. Jeszcze by się Resovii przydali, ale już nie da się zbudować na nich potęgi. Już się nie da. Nie tak dawno temu dałoby się. Jakieś wnioski?