Gdzie ten słynny system szkolenia bez ogniwa pośredniego między juniorami a kadrą ? Dla kogo my szkolimy tych juniorów skoro ani jeden nie trafi do pierwszego składu nigdy?
Statystycznie wygląda to tak, że na 40 szkolonych juniorów tylko jeden zaistnieje w większej siatkówce. Podobnie jest w innych sportach zespołowych. Takie jest odwieczne prawo przyrody.
Gdyby przyjrzeć się reprezentacji Polski, to przez ostatnie lata do drużyny dostał się... jeden Kubiak. Inni (np. Drzyzga, Wiśniewski, Zatorski) dostają szansę incydentalnie. Może kiedyś...?
Owszem, pojawiają się raz na jakiś czas zawodnicy tacy jak Kurek, ale już jego rówieśnik Jarosz niespecjalnie się w tej reprezentacji eksponuje.
Z kilkunastu Boćków, Krzyśków, Mików i Muzajów tylko 1-2 coś osiągnie. I nie ma w tym nic niezwykłego. Tak jest niemal we wszystkich reprezentacjach, no może z wyjątkiem Brazylii i Rosji. Chociaż nie! Tylko Brazylii, bo to wybitnie utalentowana do gier zespołowych nacja. Podobne problemy jak my mają Serbowie, Włosi, a nawet Kubańczycy i Amerykanie.
Jeśli chcemy mieć duży dopływ młodzieży, musimy nasz system naboru i pracy opierać nie o kluby, ale o szkoły, zaczynjąc od szkół podstawowych. Szkół mistrzostwa sportowego powinno być przynajmniej 6 - 8 (o ile nie więcej), a to wmaga państwowych pieniędzy.
Zawodowe kluby nie są od "szkolenia zdolnych juniorów". Zawodowe kluby są od grania i wygrywania. My z przymusu tworzymy jakieś prowizorki, czyli Młode Ligi.