...a kolejnym będzie zwożenie na mecze pracowników z okolicznych zakładów pracy. Czy ja tego skądś nie pamiętam?
No można i tak, tylko czy właśnie o to w tym interesie chodzi?
To nie jest interes dochodowy, więc w tym interesie chodzi o to, żeby nie było pustych miejsc. Karnetowiczom się znudziło, więc zarząd szuka innego klienta. I dobrze. Uwaga o zakładach pracy jest, delikatnie mówiąc, bez większego sensu, bo nikt tu nikogo na siłę nie zwozi.
Podałem przykład Kędzierzyna, gdzie dobra gra w żaden sposób nie przekłada się na frekwencję na trybunach.
A może nasz skład, mocny, ale nie spełniony, zniechęca do kibicowania?
W Częstochowie nie ma mocnego składu. Nikt się nie łudzi, że będzie walka o medale, a trybuny są puste. Nikt nie zwozi ludzi ze szkół i z zakładów pracy. A powinien.
Rok temu w LM nie przegrywaliśmy (zaledwie 1 set na wyjeździe), ale był ten sam problem wśród karnetowiczów. Trybuny zapełniono w podobny sposób.
Nie ma co kpić, Leonie.
Trzeba sobie zdać sprawę, że ani Kowal, ani zawodnicy nie są zainteresowani w uzyskiwaniu poparcia trybun. Ich interesuje tylko Góral, bo tylko od Górala zależą. Warto zdać sobie z tego sprawę.
To, czy klub osiągnie od kibiców 2.000.000 zł czy 1.500.000 zł ma o wiele mniejsze znaczenie niż to, czy Góral da 2.000.000 zł, czy 5.000.000 zł. A może nie da nic?
Kibice są "szarą masą", zmienną masą. Góral jest pojedynczy.
Obrażanie się na klub może spowodować pewne zachwiania frekwencji, ale to da się szybko uzupełnić nowymi kibicami. Tego "towaru" (przepraszam za brzydkie określenie kibiców, ale tym razem warto) nie braknie.
Ja rozumiem, że wielu kibiców nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji (nie "wzrastamy") i emocjonalnie się miota. Wielu, nie mając dobrego pomysłu, rozważa obrażenie się ostateczne. Ale nie tędy droga. Bo co jeśli Kowal zostanie dobrze oceniony przez Górala?
Relacja Kowal - kibice została zepsuta i długo nie da się jej naprawić. Wszystkim odbija się to czkawką i wszyscy w tym tkwimy. I jeszcze przez jakiś czas będziemy tkwić. No chyba, że coś zmienimy. "Coś", a nie "kogoś". A jeśli "kogoś", to tylko siebie.