Oczywiście że klubowo jest kolosalna różnica, tak jak jest różnica między wygrywaniem, a przegrywaniem, choć można oczywiście rzeczywistość sportową zaklinać i udawać że różnicy nie ma, że było równo, liczyć piłki, błędy... Albo jesteś mistrzem, albo nim nie jesteś, a skoro gramy na punkty i o miejsca, a nie pykamy sobie balonem przez siatkę na plaży po piwku, to ta sportowa różnica jest faktycznie kolosalna.
Patrząc szerzej sportowo wielkiej różnicy nie ma między Seroczyńską, a Fortuną, bo przecież ta pierwsza była i tak bardzo blisko. Przecież to skrajny absurd.