Chyba pora, żeby zacząć taki wątek.
Po wczorajszym meczu cisza, choć to poniekąd historyczny awans do finału po latach.
Mecz z Zawierciem wygrany, choć nie mam pojęcia, jak się do niego odnieść. Każdy set inny. Na pierwszy nie dało się patrzeć, pokraczna siatkówka z obu stron. Zawiercie, wiadomo, rozsypany skład, a my jak z powiązanymi strachem przed kompromitacją nogami. Drugi to znowuż totalny walec po gościach i wcale nie przez brak rozgrywającego u nich, tam absolutnie nie było z czego rozgrywać. W trzecim kontrolujemy set do 2/3 jego trwania, a potem zapaść i ledwo go uratowaliśmy. Czwarty to przeciąganie liny i odjazd w końcówce.
Ze względu na wiadome okoliczności nie umiem tego meczu jakoś konstruktywnie ocenić. Zapewne większość oczekiwała, że będzie dużo łatwiej, wyszło jak wyszło. Niby na plus, ale taki wyblakły. Zawiercie ambitnie walczyło (pomijam drugi set) i wielki szacunek im za to. Szkoda, że to perfidne nakręcenie medialnej nagonki z pozycji wielce uciemiężonych przez "krezusów z Rzeszowa" w sytuacji, która wcale nie jest tak oczywista, sprawia, że gdzieś w tej radości z awansu jest łyżka goryczy.
Warto dodać, że w półfinale gramy z Jastrzębiem lub Warszawą.