Ciekawe są te rozmowy o szczęściu w sporcie. "Kowal (Resovia) miał(a) szczęście, bo Bielsko ugrało seta w Bełchatowie". Być może. Ale, idąc tym tropem, takie samo szczęście miała Skra, że w przedostatniej kolejce ktoś (nie pamiętam... Radom?) ugrał seta na Podpromiu.
Albo można inaczej: obu ekipom zabrakło umiejętności, żeby mając awans w swoich rękach, nie zmarnować tej szansy (tyle że Skra grała później, więc sytuacja była już dla nich nieodwracalna). Szczęście? No, nie wiem.
Szczęście mógł mieć pan Fortuna, jeśli mu ten jeden raz powiało na igrzyskach w Sapporo. Albo Wellinger w pierwszym konkursie w Pjongczangu. Ale tu też trzeba było umiejętności, żeby ten podmuch wykorzystać.
Szczęście miał ten Australijczyk (Bradbury), który w Salt Lake City zdobył w short tracku jedyne złoto olimpijskie dla Australii, bo w półfinale i finale wywrócili się wszyscy rywale (a z ćwierćfinału awansował dzięki dyskwalifikacji innego rywala). To bym faktycznie nazwał szczęściem.
Albo to: ktoś pamięta, w jakich okolicznościach Turcja awansowała na EURO 2016? Drużyny z pierwszych i drugich miejsc grup eliminacyjnych wchodziły "z automatu". Dla drużyn z trzecich miejsc tworzona była dodatkowa tabela, przy czym (ważne!) nie uwzględniano w niej punktów zdobytych z ostatnią drużyną w danej grupie eliminacyjnej. Najlepsza drużyna wg tej tabeli awansowała bezpośrednio, pozostałych 8 musiało grać baraże.
Przed ostatnią kolejką Turcja była w tej tabeli pomocniczej bodajże siódma, czyli bez większych nadziei na 1 miejsce i awans bez baraży. Grała u siebie z Islandią i wygrała, strzelając bramkę (owszem, piękną) w 89 minucie meczu. Wskoczyła na pierwsze miejsce w tabeli pomocniczej i awansowała bezpośrednio.
Ktoś powie: no i co w tym dziwnego, wygrali i awansowali. Tyle że nic by im to zwycięstwo nie dało, gdyby w innym, pozornie nic nie znaczącym, meczu dwu ostatnich drużyn tej grupy Kazachstan nie pokonał na wyjeździe Łotwy (też 1:0)... Dzięki temu wskoczył na 5 miejsce w tabeli grupy, Łotwa spadła na ostatnie, a że z Kazachstanem Turcja miała znacznie lepszy bilans meczów niż z Łotwą, to nagle w tabeli pomocniczej do baraży zyskała 7 punktów. I pozycję lidera, kosztem Węgier.
Ile w tym szczęścia, a ile umiejętności (przecież wygrali z tą Islandią...)?
Niesamowita historia, jedna z najbardziej sensacyjnych historii eliminacyjnych, jakie pamiętam... Porównywalna może z tym, jak Francja w 1994 roku nie awansowała na mundial w USA, choć w ostatnich dwóch meczach z Izraelem i Bułgarią (oba u siebie) potrzebowała punktu do awansu. Ze słabiutkim Izraelem przegrała 2:3, tracąc bramkę w 93 minucie. Z Bułgarią przegrała 1:2 tracąc bramkę w 90 minucie (piękna akcja i strzał Kostadinowa). Na mistrzostwa pojechali Bułgarzy (szczęście?), zajmując tam zresztą czwarte miejsce, a Stoiczkow został królem strzelców. Francuzi odbili sobie 4 lata później, gdy wygrali kolejny mundial.
Sorki za historie spoza świata siatkówki, ale jakoś mi pasowały do wątku.
--------
PS. Resovio, niby każdy jest (nomen omen) kowalem swego losu, więc jeśli już Ci los sprzyja, to nie spartol tego.