Wydaje mi się, że pierwszy mecz w sezonie z Zawierciem i końcówka tie-breaka była kluczowa i wprowadziła nas w mentalną czarną dziurę. Dlaczego tak się stało, tego nie wiem. Nasza sytuacja jest świetna do analizy przez psychologa sportowego, ale czy on wysnułby jakieś konkretne wnioski - wątpię. Załóżmy że wygrywamy w Zawierciu 3:2. Zespół nie jest krytykowany od pierwszego meczu, atmosfera w drużynie jest lepsza itd. Nawet przegrana z dobrze dysponowaną Warszawą nie spowodowałaby chyba tak mocnego rozchwiania emocjonalnego. Pytanie czy dla takich zawodników przegrany mecz i ew. presja może być problemem. Dla Będzina, Zawiercia, Katowic tak może być. Czy dla medalistów wielkich imprez i reprezentantów mocnych reprezentacji taka sytuacja może być problemem. Jeszcze niedawno powiedziałbym, że nie. Teraz powiem- tak. Dlaczego? Wczoraj w feralnym graniu na przewagi w 1 secie popełniliśmy 6 prostych błędów jak dobrze pamiętam ( 4 dotknięcia siatki i 2 razy przejście linii). Zazwyczaj dobry zespół tyle błędów popełnia w 5 setowym meczu, czasem mniej. Skąd się biorą takie juniorskie błędy, moim zdaniem ze stresu. Jak chcesz za wszelką cenę zablokować, bo wiesz że jak tego nie zrobisz to może być kicha, to przekładasz mimowolnie za bardzo rękę lub nie utrzymujesz pozycji i efekt gotowy. Ja nie widziałem tak zdenerwowanego Marcina Możdżonka, jak po gwizdniętym pchnięciu piłki ( czy sędzia podjął dobrą decyzję- nie wiem, zbyt duże emocje mi się udzieliły). Może chęć poświęcenia dla drużyny jako kapitana tak na Marcina zadziałała, ale mógł to być też stres. Widać było też po Rossardzie zniechęcenie po kilku akcjach i gdy bodajże Kuba Jarosz próbował nim dosłownie wstrząsnąć po jednej z akcji. Sam Kuba w wywiadzie pomeczowym dla Polsatu powiedział, że przegrany pierwszy set spowodował zgubienie pewności siebie co przełożyło się na wybieranie bezpiecznych kierunków w ataku (czytaj- w blok). Można zresztą po każdym zawodniku odczytać brak pewności siebie, brak radości z gry. Ktoś słusznie powiedział że jeden mecz siatkarski składa się z odrębych 3 do 5 meczów (setów). Jeden przegrany set do 33 nie powinien tak mocno oddziaływać na zespół, tym bardziej że przeciwnikiem był ( z całym szacunkiem) Będzin.
Dlaczego uważam, że nawet tak wielkim zawodnikom ( może przesadzam, ale mistrzów świata których mamy w drużynie powinno się tak nazywać) może udzialać się stres, strach a nawet paraliż. Interesuję się tenisem i do takiej tezy przybliża mnie cazus Rafaela Nadala. Nadal kilka lat temu wrócił po kontuzji. Zaczął wygrywać mecze, jednak coraz częściej przegrywał, zwłasza po zaciętych, wymagających emocjonalnie końcówkach, tie-breakach. Na jednej z konferencji prasowej w ramach wytłumaczenia ( a może samooczyszczenia) kilkunastokrotny mistrz wielkoszlemowy, mistrz olimpijski i zwycięzca największych turniejów powiedział, że przegrywa bo się denerwuje, bardziej niż zwykle. Ta sytuacja sprawiła, że zmieniło się moje postrzeganie sportu. Większą wagę przywiązuję do psychiki. Mocna może uskrzydlić teoretycznie słabszych, słaba może powalić wielkich mistrzów. Taka jest moja teoria, chociaż na naszą grę na pewno wpływa i przygotowanie i umiejętności i brak jedności drużyny. Ale uważam, że psychika najbardziej podcina nam skrzydła.
Ps. Nie chce mi się onosić do bosa i jemu podobnych, bo po co rozmawiać z kimś kto chce rozwalać. Lepiej z tymi co chcą budować. Jak to jest połykanie żab, to tak połykam żaby, bardzo smaczne. Można krytykować trenera, prezesa, głównego sponsora. Ale trzeba odróżnić krytykę od hejtu. Ja mam odruch wymiotny ( że zacytuję kolegę) jak czytam że ktoś jest bez honoru czy hasło:,, kim on jest żeby sprowadzić na dno" Czy my naprawdę jeszcze rozmawiamy o sporcie?