Całkiem niezły mecz. Szkoda, że przegrany, ale widowisko było przednie.
Znów graliśmy w zimowych butach.
Kilka oczywistości:
Kto zagrywa, ten wygrywa.
My: 24 błędy w zagrywce (katastrofa) i 5 asów. Zawiercie: 15 błędów i 6 asów. Zbyt duża różnica, żebyśmy wygrali ten mecz.
W oczy rzucała się różnica klas w obronie. Z tym elementem niewiele chyba da się zrobić. Jakoś nie wierzę, że z Klemena i Pawła zrobimy tytanów obrony. Musimy to nadrabiać zagrywką. Jeśli nadrobimy, stukniemy każdego. Jeśli nie nadrobimy, będziemy aktorami emocjonujących meczów.
Przegrana nie wpędziła mnie w pesymizm. 3 punkty w Bielsku będą miały taką samą wartość jak 3 punkty z Zawierciem. W meczach z JW, Zaksą, Zawierciem, Warszawą czy Skrą może być "pół na pół". Ważne jest, żeby te pozostałe mecze wygrywać bez strat. To powinno zapewnić nam miejsce w czwórce rundy zasadniczej. Faza play-off to zupełnie inne rozgrywki. Jej nie wygra się "dyspozycją dnia". Trzeba być naprawdę mocnym.
Co mnie w tym meczu ucieszyło? Wiara trenera w podwójną zmianę. Wprawdzie zmiana Kuby Buckiego na Michała Kędzierskiego na zagrywkę to był dziś pomysł wielce dziwaczny, ale przekonanie do gry dwójki rezerwowych w trudnych momentach meczu nie bierze się znikąd. To musi być obraz postawy na treningach, bo Medei nie wygląda mi na faceta wierzącego w cuda.
Trzeba przełknąć tę żabę (czyli porażkę) i życie toczy się dalej.
Wygrajmy w Bielsku, bo walka o czwórkę w rundzie zasadniczej dopiero się rozkręca. Nie jesteśmy nawet w połowie.