Mecz jak mecz. Można było wygrać, ale przegraliśmy.
Przegraliśmy, bo nałogowo zagrywaliśmy w siatkę. W III. secie, przy stanie bodajże 14:9 dla nas, Zaksa zdobyła 7 z tych 9 punktów w ten sposób, że 6 razy zagraliśmy w siatkę, a jedną zagrywkę posłaliśmy w aut. Nie chce mi się liczyć, ale w całym meczu pewnie z 90 procent zepsutych zagrywek to były zagrywki w siatkę.
Co można było na to poradzić? Niewiele. Trochę lepszym wyjściem byłoby zagrywanie w aut - może piłka kogoś trafi. Natomiast oddawanie Zaksie łatwej piłki do gry też doprowadziłoby do naszej porażki. Jeśli ktoś w to nie wierzy, niech obejrzy nasz mecz z Lubinem.
Gdy już piłka była w grze, mecz był co najmniej dobry w wykonaniu obu zespołów.
Dlaczego jesteśmy tak słabi w zagrywce i to już czwarty mecz pod rząd? Nie mam pojęcia.
Pewne jest, że wiadomo co trzeba poprawić.
Jeszcze nie wypadliśmy z "czwórki", więc nie trzeba bić na alarm. Może coś uskubiemy z Olsztynem. Do 9. lutego jest trochę czasu na trening.
Jedziemy dalej.